Filip Olszewski od dwunastu lat żyje w rytmie wiatru, fal i startów na wodzie. Największą radość sprawia mu spełnianie marzeń małego chłopaka – tego, który kiedyś próbował różnych sportów, ale to właśnie żeglarstwo skradło jego serce. Ceni samotne chwile na wodzie, łapanie fal i… fakt, że po treningu może jeść, ile chce.
Jego największym dotychczasowym osiągnięciem jest tytuł Mistrza Europy oraz trzykrotne z rzędu zwycięstwo w Mistrzostwach Polski w największej krajowej konkurencji ILCA 6. W planach na najbliższe miesiące ma start w Mistrzostwach Świata w Irlandii oraz Mistrzostwach Europy w Chorwacji.
Inspiracją od zawsze był dla niego Mateusz Kusznierewicz – dowód na to, że Polacy mogą odnosić spektakularne sukcesy w żeglarstwie, rywalizując z najlepszymi na świecie.
Plan treningowy Filipa jest elastyczny i dopasowany do prognoz pogody. Zazwyczaj dzień zaczyna od sesji na wodzie, po czym przychodzi czas na posiłek i trening uzupełniający – rower lub siłownię, w zależności od intensywności. Prywatnie trenuje wspólnie ze swoją dziewczyną, co dodaje codziennym przygotowaniom pozytywnej energii.
Największą motywacją jest dla niego uśmiech bliskich, a za przełomowy moment w karierze uważa awans do kadry przygotowania olimpijskiego. Jednym z najtrudniejszych wyzwań był start w Mistrzostwach Europy seniorów i rywalizacja z najlepszymi tuż po zmianie klasy na większy żagiel.
Filip łączy sport z edukacją – studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. Do młodych żeglarzy ma radę: „Żeglarstwo jest trudniejsze, niż się wydaje. Przygotujcie się na zimno, wodę w twarz i sporo nerwów”. Sam, patrząc wstecz, powiedziałby: „Wszystkie treningi są tego warte, a znajomości, które nawiązujesz, zostaną z tobą na długo”.
Poza żeglarstwem mógłby zostać fizjoterapeutą lub weterynarzem i leczyć psy. Ciekawscy często pytają, czy pływa po Mazurach, a jego rytuał przed startem to głośna muzyka, solidna rozgrzewka i duży obiad w dniu wyścigu.
Największe marzenie? Medal igrzysk olimpijskich. Patrząc na determinację Filipa, wydaje się, że to tylko kwestia czasu, zanim zobaczymy go na podium z biało-czerwoną flagą w dłoni.